Koncert w Krakowie…
To było coś tak pięknego, po prostu WOW. I nawet bez tych piosenek do których już przywykłem i które uwielbiam „Na brudno”, „Tępa blondyna”, „Dworzec” „Z gwinta” było tak pięknie że chyba po raz pierwszy od dawna pojawiły się łzy wzruszenia przy tak pięknym utworze jak „Trzymaj się swoich chmur”. Zawsze. Zawsze i zawsze się trzymam, a przynajmniej bardzo się staram. Tak to jest, kiedy się wkracza powoli w ten wiek 16 lat to na ten mój świat, na tą „Grenlandię” spada pierwsza łza i wiatr dmie w żagle, ale piosenki takie właśnie jak ta o której piszę, pomagają mi to przetrwać, dodają siły takiej pozytywnej energii. Cudnie było również usłyszeć dawno nie słyszane „tak nam słodko tak nam gorzko” ale wciąż czegoś brak… tylko czego? Co jest tym moim niedosytem że nigdy mi nie dość, że gdzieś tam dalej odczuwam taką „niepełność”? Wspaniale zabrzmiało „tango na głos, orkiestrę, i jeszcze jeden głos”. Powiem szczerze ze miejsce w koncercie na prawdę ma duży wpływ na wrażenia i odczuwane podczas koncertu emocje. Ten koncert akurat miałem okazję podziwiać z balkonu na 3 piętrze. Od „wsiąść do pociągu” wszyscy stali i śpiewali na cały głos. Ja się tam czułem jakbym śpiewał w chórze z królową :-)
Koncert PRZEWSPANIAŁY. Zostanie na długo w mej pamięci